wtorek, 4 sierpnia 2009

Dzień 2. Niezwyciężony






















5 komentarzy:

  1. Czy to coś, ma coś symbolizować? Czy też jest to kolejna okładka - odstraszacz czytelników?

    Szukałem jakichś fajnych ilustracji do powieści Lema, znalazłem toto i aż mnie zemdliło.
    Taki bzdet do narysowania w 10 minut to pasowałby do książki "Przygody i fanaberie Muminków na księżycu"

    Polska szkoła obleśnego plakatu ciągle odbija się czkawką.... "Dzieła" robione w 5 minut, po pijaku za równowartość flaszki....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Pan taki nerwowy?
      Jakbyś Pan czytał Niezwyciężonego (albo chociaż pamiętał co czytał) to byś znalazł analogie nie tyle symboliczne co bezpośrednie.
      Okładka była robiona dla zabawy, dawno temu, żeby ćwiczyć i próbować się. Mi też już się nie podoba, ale żeby się czegoś nauczyć i takie rzeczy muszą powstać.
      Pozdr i nie burmusz się.

      Usuń
    2. Czytałem, czytałem ze cztery razy przynajmniej. Miesiąc temu nawet baaardzo dokładnie, zwracając uwagę na każdy detal.

      No dobra skoro to nie trafiło do druku, skoro to była zabawa to OK, wybaczam :-). Baty należałyby się prawdziwym turpistom.
      W sumie można powiedziec, że ta ilustracja jest najpiękniejszą ze wszystkich ilustracji na okładkach Niezwyciężonego.
      Inne okładki książek Lema wydawane w Polsce były sporo gorsze.
      Jedyna znośna okładka była taka bez ilustracji, z wielkim napisem LEM. Bo nie-odstraszała paskudną grafiką.
      Najohydniejsze są te :
      http://mikropoliss.blogspot.com/2011/02/stanisaw-lem-niezwyciezony.html
      http://solaris.lem.pl/images/stories/kolekcja/Niezwyciezony.jpg
      Aż mnie dreszcz przechodzi na wspomnienie tej graficznej brzydoty jaka panowała za komuny.
      Symbolizm "polskiej szkoły plakatu" może i stanowił fajną szaradę na pobudzenie neuronów na 15 sekund (dla odbiorcy co skonsumował dzieło (film, książkę etc..) i wiedział o co chodzi), jednak brzydota formy była powalająca, a odbiorca co dzieła jeszcze nie znał, to z plakatu czy okładki praktycznie niczego nie mógł dowiedzieć się o dziele.
      Wolę dzisiejsze plakaty czy okładki (np. filmów, bo szybko można ocenić o czym jest film i czy jest z kategorii która może mnie zainteresować)

      Dziurawy pancerz był na kondorze ;-)

      Sam układ i prostota byłyby jeszcze znośne, gdyby nie karykaturalnie dziecinny kształt rakietko-cepelinków, (bo ciężko to cosik nazwać kosmicznymi krążownikami 2 klasy z napędem fotonowym...) Kolorystyka też zbyt jasna, pastelowa jak na stosunkowo mroczną atmosferę dzieła. (a niebo na Regis III było fioletowe) Może już lepiej byłoby zostawić samą powygryzaną blachę?
      No dobra, koniec krytykowania, najpierw sam muszę skończyć własnego Niezwyciężonego - też robię go dla zabawy.

      Pozdrawiam i życzę sukcesów :-)

      Usuń
    3. No to gusta różną nam się kompletnie. Ja akurat uważam, że projektowanie (grafika, architektura usługowa, design) to jedyne co za komuny było godne uwagi. No może jeszcze nasi piłkarze grali lepiej :P .. i jeszcze parę kapel rokowych.

      Plakat współczesny jest tym, czym Zmierzch dla literatury, a jako fan Lema na pewno zrozumiesz tę analogię ;). Zawsze to samo - mordy, co by zobaczyć, czy gra tam nasz ulubiony aktor albo aktorka + fragment sceny lub obiekt, wybuch albo miasto w tle, wszystko w ten sam deseń, z małymi wyjątkami. Toż to afisz informacyjny a nie plakat.
      Ja akurat nie lubię okładek książkowych które zbyt dosłownie okazują zawartość. Przecież o to chodzi, żeby samemu sobie wyobrazić, a nie sugerować się okładką (zwłaszcza jak występują na niej ludzie) dlatego proste formy, nawet zbanalizowane, umowne, czasem symboliczne - są najlepsze - bo nie sugerują niczego.
      A co do tej 2 okładki Niezwyciężonego (seria dodawana do jakiejś gazety chyba 2-3 lata temu) to z tego co wiem, to użyto tam ilustracji samego Lema - ale nie wiem, czy przypadkowych, czy mających jakiś związek z konkretną pozycją.

      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
    4. Afisz informacyjny vs. plakat :

      Zgadza się, dzisiejsze ( i dawne zachodnie) plakaty/okładki płyt/filmów/książek są afiszami informacyjnymi - nie ma w nich zbyt wiele artyzmu, z wielu wręcz wali 'wieśniacko'-komercyjnym kiczem. Należy jednak zadać sobie pytanie : jaka jest funkcja tych tworów ? Może właśnie powinny one pełnić funkcje afisza informującego o zawartości ?
      Niby czemu mają być łamigłówką dla odbiorcy? Odbiorca raczej oczekuje od plakatu filmowego/okładki szybkiej, skondensowanej informacji o zawartości. Nie zależy mu na łamaniu sobie głowy nad symboliką i zastanawianiu się co autor okładki miał na myśli...

      Prosta analogia - masz przed sobą półkę sklepową z 50 butelkami na dziale chemicznym.
      Potrzebujesz szampon do włosów przetłuszczających się. Czy będziesz zadowolony widząc opakowania z których ni cholery nie wiadomo, co jest w środku, bo na opakowaniach widnieją jedynie dziwne symbole, każdy inny, chociaż wszystkie dosyć podobne do siebie. OK, w końcu znalazłeś właściwy szampon różowe opakowanie w zielone plamki..., za miesiąc idziesz znowu kupić i znowu te same szarady... ale tym razem była nowa dostawa i już symbole są inne. Nie ma już tego co kupiłeś... Teraz szampon szampon na przetłuszczające się włosy jest w szarej butelce z uśmiechniętą trupią czaszką na której rośnie bujne pomarańczowe afro...

      Od opakowania oczekujesz jasnej, jednoznacznej, rzetelnej informacji o zawartości. To samo dotyczy okładek książek, czy afiszy informujących o filmie.

      Symbolika charakterystyczna dla polskiej szkoły plakatu mogłaby mieć sens przy tworzeniu plakatów które same w sobie mają nieść jakieś przesłanie, np. propagandowe, czy edukujące społeczeństwo. Jednak wtedy przekaz ten musiałby być na tyle czytelny, aby odbiorca do którego jest kierowany załapał o co chodzi, a jednocześnie zapamiętał go z uwagi na jego prostą formę, czy też kontrowersyjną symbolikę.

      Zgadzam się natomiast, że książkowa okładka zbyt dosłownie pokazująca postaci, miejsca, czy statki kosmiczne, pozbawia nas możliwości wytworzenia własnej wizji tych elementów powieści. Jeśli ktoś ma kiepską wyobraźnię, to sugerowana wizja kosmolotu może mu się przydać, jeśli ma bujna wyobraźnię, to wizja z okładki będzie mu przeszkadzać w wytworzeniu jego własnej, możliwe, że lepszej.

      Wracając do Niezwyciężonego, to na okładce chyba najlepiej byłoby pokazać czarną chmurę o nietypowym kształcie nad pustynnym krajobrazem (albo dymiące na czarno skały), jednak na tyle nieziemskim, aby dla każdego było jasne że to jest obca planeta. Chmura byłaby jednocześnie zagadkowa, a nie psułaby możliwości wytworzenia własnej wizji np. statków kosmicznych czy innych sprzętów z powieści. Pejzaż powinien być na tyle złowrogi (np. dzięki oświetleniu), żeby oddawał atmosferę powieści. Można by ewentualnie gdzieś w oddali, na trzecim planie dać malutki kształt niezwyciężonego, bez detali.

      Jeśli ta okładka była dziełem Lema... no cóż, ciężko być utalentowanym w każdej dziedzinie. Dobrze, że zajmował się pisaniem powieści a nie rysowaniem okładek :-)

      Swoja drogą, fajnie gdy można tworzyć tylko dla własnej przyjemności, całkowicie niekomercyjnie - dla samej radości tworzenia - bez jakichkolwiek ograniczeń.

      Miło było pogadać :-)

      Z artystycznym* pozdrowieniem

      (chociaż nie uważam się za artystę, raczej za "inżyniera obrazu" ;-) )

      Usuń